Ptasia Kopa (Ptasia Góra)
Pod górę
wchodzi się po to żeby zejść w dół, ale już bogatszym o doznania, wiedzę, czasem podrapane kolana, czy z kleszczem na
plecach… ale zawsze bogatszym o „coś”, o przygodę. „Coś” to słowo klucz, w nim zmieści się
wszystko, a „wszystko” może zawierać wiele „coś”…
Pod górę i
w dół chodzi się z trudem… mozolnie… czasem po leśnej drodze, wydeptanej już ścieżce
lub na dziko, na przełaj, pomiędzy kępami wysokiej trawy, drzewami i
kamieniami, czasem po śniegu… każda górska
wędrówka tak wygląda… niezależnie dokąd idziemy, lub skąd wracamy J.
|
Czarnuszka, Lisi Kamień, Ptasia Kopa i Czarnota. Fot. Własna. |
Tak
też wyglądała moja pierwsza wyprawa jaką pamiętam. Wyprawa na Ptasią Kopę, choć w czasach mojego dzieciństwa mówiło się Ptasia Góra. Wałbrzych swoje góry otacza dzielnicami jak
ramionami, a palce ulic obejmują często pojedyncze skałki. Ptasia Kopa (590 m n.p.m)
praktycznie w środku Wałbrzycha, wraz z Lisim Kamieniem (613 m n.p.m) i Czarnotą (526 m n.p.m) tworzącą masyw o trzech wierzchołkach, oddzielone od
siebie płytkimi przełęczami w objęciach trzech dzielnic miasta. Dla nas, kiedy byliśmy dziećmi, góry były tak olbrzymie, że mogły pomieścić
„wszystko” i miały też w sobie to „coś”.
„Wszystko” to były lasy na stromych zboczach,
łąki śródleśne (niektóre podmokłe), źródliska strumieni, skały, jesienią opieńki, urzekający widok na Wałbrzych i jeszcze dalej aż po horyzont... a tam
następne góry.
Natomiast tajemnicze „coś” to ruiny XIX w. schroniska z restauracją ogródkową
i muszlą koncertową, które spłonęło
jeszcze przed 1939 r., drogi dziwnie prowadzące we wszystkie strony, a przy
nich granitowe słupki już bez poręczy, ale wciąż świadczące o wyjątkowości tego
miejsca, bo po co leśna droga miałaby mieć poręcze? Miejsce musiało być wyjątkowe! Na szczycie drewniana wieża triangulacyjna, a poniżej, u podnóża góry… poniemiecka strzelnica wojskowa.
|
Fot. własna |
Pamiętam mur postrzelany tysiącami
„kul”, wały z ziemi żeby zabłąkane kule nie „zabiły kogoś” - jak dzieci nawzajem sobie wtedy tłumaczyły. Był też mur z łukowatym wejściem prowadzącym na teren
strzelnicy. W kamiennym obramieniu wejścia pamiętam pozostałości zawiasów. Było
też kolejne mniejsze „coś”… na trójnogu zardzewiały statyw do lunetki,
który sam wyglądał jak tajemnicza broń. Przy ulicy Osiedle Stare, poniżej
strzelnicy, stały i leżały betonowe
kręgi (są tam do dziś), zapory przeciwczołgowe, które wzbudzały ciekawość i
dodawały tajemniczości i grozy temu miejscu. Na samo stwierdzenie „zapory przeciwczołgowe”
rozpalały się dziecięce fantazje.
|
https://dolny-slask.org.pl/ |
Dla nas był to dowód że kiedyś, dawno
przed wojną, okolica strzelnicy musiała być bardzo ważnym miejscem, bo tylko
takich miejsc się strzeże zaporami przeciwczołgowymi. Przecież czołgi
nieprzyjacielskie z jakiegoś powodu nie powinny tu dojechać do podnóża „naszej” Ptasiej Góry.
|
Fot. własna |
F Fot Czasem w
niedzielne popołudnie szliśmy z rodzicami „na strzelnicę” żeby znaleźć „naboje”. W rzeczywistości były to pociski i czasem
łuski z różnej broni. Jedne sprzed wojny inne już powojenne, bo na
naszej strzelnicy (w latach 60-70) milicjanci
także czasem strzelali. Niosło
się z dumą do domu te „skarby” najcenniejsze, bo znalezione samodzielnie,
czasem mozolnie patykiem, czy specjalnie przyniesionym gwoździem wydłubane z muru, czy belek w murze… A belki były już tak dziurawe od pocisków, jakby przetrwały z trudem kilka wojen. Chłopcy
mogli wymieniać pociski na inne „skarby”, a dziewczyny nie skupiały się tylko
na nabojach, lecz szukały również czegoś, czym chłopcy pogardzali…. np. guziki,
skorupki rozbitych talerzyków, czy filiżanek z napisami. Prawdziwym unikatem był kawałek ze
swastyką, lub tylko nazwą fabryki porcelany … i tak mijało letnie niedzielne
popołudnie.
Potem
zdobywało się szczyt z drewnianą wieżą (triangulacyjną), która wtedy służyła do
pomiarów geodezyjnych.
|
Fot. własna |
Nie mogłam wyjść ze zdziwienia, dlaczego skoro jest to wieża na szczycie góry, nie
można na nią wejść i zobaczyć jeszcze dalej niż tylko łąkę otoczoną drzewami i
czarne kręgi wygasłych ognisk na polanie.
Polana też była magicznym miejscem, z
ruinami schroniska, którego została tylko część podmurówki, z poziomkami, ze słońcem w promieniach
którego opalali się nasi rodzice, jednocześnie
pilnujący ogniska na którym na patykach skwierczały kiełbaski i chleb. Ponieważ łąka była duża,
to mogły być i ze trzy ogniska przy których rodziny pilnowały swoich kiełbasek. Dzieci z wszystkich „ognisk” bawiły
się razem: w wojnę, podchody, chowanego,
grało się w piłkę… J, taka przedwakacyjna próba.
|
Fot. własna |
Być może
wtedy pokochałam góry i pagórki. Wędrówki przez niekończącą się pajęczynę dróg,
ścieżek, szlaków… biegnących do jakiegoś celu, a czasem jak wydaje się, bez
celu…
Dużo
później dowiedziałam się że na zboczach Ptasiej Kopy w XIV – XV w. wydobywano rudy ołowiu z
zawartością srebra , bo o wydobyciu węgla wiedziały wszystkie wałbrzyskie
dzieci.
|
Fot. własna. Kapliczka na Lisim Kamieniu 2008 i 2014 rok |
.
Przez lata
wszystko się zmieniło: plecak, mapy, kompas i książka do historii… tylko zapał
i potrzeba wędrowania pozostała.