Ziemia zadrżała. Na
horyzoncie niebo pociemniało a ptaki umilkły. Odczuwało się napięcie. To dziwne uczucie objęło wszystko na tym
terenie. Ludzie i zwierzęta chcieli być
blisko siebie pytając „co będzie, co teraz się stanie”? Coś szło od strony ziemi, a może od strony
nieba. Coś niewytłumaczonego, pomrukami zbliżało się od strony gór, zza gór...
|
agat |
|
ametyst |
Te góry były zawsze dla nich ostoją.
Ich wypiętrzone szczyty podobne do wielkich chlebów, wychodzących z ziemi, były
gładkie i choć strome, nie popękane. Przybysze dziwili się kształtom dziwnych
kamieni, ale miejscowi i zwierzęta obeznani byli i przyzwyczajeni do kształtów
łagodnych i ciepłych, dających bezpieczeństwo w wędrówce i oparcie zmęczonym od
pracy plecom oraczy, wygodę pasterzom i zabawę dzieciom. Dzieci w szczególny
sposób wykorzystywały obłe kształty
kamieni. Na workach wypchanych sianem, zjeżdżały po ich łagodnie
pochylonych zboczach, nie robiąc sobie
krzywdy. Tak. Te góry były bezpieczne. Jak ręce ich matki, czy babki , choć
spracowanie i zmęczone, a jednak zawsze znajdujące siłę i czas żeby przytulić
swoje dzieci. Góry nie miały pretensji
że ktoś wchodzi wysoko, żeby popatrzeć co jest po drugiej stronie, że kozice
swoimi kopytkami łaskoczą uśpione w
popołudniowym słońcu kamienie, że wyskubują spośród nich trawę i niebieskie
kwiaty. Ptaki wiły swoje gniazda na
krzywych drzewach, które wyrosły w szczelinach i obejmowały teraz pniem kamień
pod którym wykiełkowało nasionko.
A teraz, co teraz będzie?
|
beryl |
|
chryzopraz |
A
wszystko zaczęło się kilka lat temu, kiedy w wioskach po tej stronie gór pojawili się wędrowcy.
Było ich czterech. Dziwni. Z długimi brodami. Starcy, a może nie, ubrani w proste odzienie z worków na
zboże, przepasani konopnym sznurem, na
nogach sandały z wytartej skóry, o drewnianych podeszwach startych od chodzenia
po kamienistych drogach. Wsparci na sękatych kosturach. Na ramionach zawieszone
tobołki, ale nie na chleb. U pasa małe cynowe garnuszki na wodę. To było
wszystko co posiadali. Ale nie
posiadanie było najważniejsze, ale wiadomości, które nieśli. Dla tych którzy
bali się zmian, było to groźne, ale u innych mogło spowodować zaciekawienie
światem. Dla jednych i drugich powodowało to, że nic już nie będzie jak dawniej…
|
fluoryt |
|
granaty |
Wędrowcy nie rozmawiali z
mieszkańcami. Zdawało się że nie widzą wystraszonych wieśniaków i bosych
dzieciaków, które umknęły ze wzgórza, chowając się za drewniane chaty.
Zwracali się do siebie w dziwnym
języku, i dziwne były ich imiona. Przewodził im Adamanten , co znaczyło niepokonany, niezniszczalny, najtwardszy we wszechświecie. Miał błękitno
białe długie włosy, wyniosłą postać i bardzo jasną skórę. Następnie Smaragdus
– zielony klejnot, wyniosły jak poprzednik, o równie zimnym obliczu, błyszczących oczach i
przenikliwym spojrzeniu. Kolejny to
Rubby – najbardziej rumiany z nich wszystkich. Twardy, odporny na ogień i pioruny. I ostatni z nich najmłodszy Sapphirus. Twardy jak jego bracia, a może
ustępujący tylko pierwszemu. Był inny. Twardy i zarazem kruchy. Błękitny, ale
kiedy stał pod słońce, to wydawał się biały, jasnoróżowy, czerwonawy, pomarańczowy,
fioletowy, zielony, szary lub czarny. Byli wysłannikami dziwnej,
dalekiej krainy. Gdzie wszyscy byli kamienni.
|
jaspis |
|
jaspis |
Adamanten był jednym z
królów, a pozostali trzej wysłannicy, pochodzili z potężnych spokrewnionych z nim rodów. Wydobywali
różne kamienie… ale najcenniejsze i niezwykłe, były te kolorowe. Żywili się nimi,
a wszystkie przedmioty w ich pałacach były z kamieni. Lecz najważniejsze były
te nazywane „szlachetnymi kamieniami”. Za nimi przemierzali świat. Znakowali
góry w ich poszukiwaniu . To one dawały im życie, leczyły ludzi pracujących dla kamiennego królestwa. Chroniły od uroków i złych duchów, których świat był pełen. Kamienni królowie nauczyli
ludzi poszukiwać i wydobywać kamienie, czytać znaki na skałach, rozkopywać
całe góry, drążyć sztolnie i wślizgiwać się w szczeliny ziemi, ryć podziemne
korytarze, płynąć podziemnymi rzekami w ciemności i chłodzie, w jednym celu.
Dotrzeć, i wydobyć jak najwięcej różnych
kolorowych kamieni.
|
kamień księżycowy |
|
korund |
Odgłos żelaznych młotków słychać było
ze wszystkich stron. Skalnicy, bo tak
nazywano ludzi wydobywających te skarby, kruszyli skały wynalazkiem jakim był proch. A wszystko z zachłanności na kolorowe
kamyczki, które dotychczas spokojnie drzemały we wnętrzach gór. Tam były
bezpieczne w ciemności i cieple wnętrza Matki Ziemi, nie poranione i nie podrapane
oskardami, nie osmalone łuczywowym światłem. Nie zabrane wbrew jej woli.
|
kryształ górski |
|
kwarc dymny |
Coraz
więcej wędrowców przemierzało
świat , przyglądając się kamieniom, zostawiali dziwne, bolesne znaki na
skałach. Znaki jak pismo, jak wiadomość dla przyszłych pokoleń. Po latach ich tropem i po tych znakach wędrowali
nowi osiedleńcy, nastawieni nie na wypas
owiec, uprawę roli, ani na bartnictwo w lasach. Nowi osadnicy, często
docierając do kamiennych żył, przypłacali
życiem tę zachłanność. Wtedy ziemia przyjmowała i otulała ich szczątki, a kamienie które tak pracowicie rozkruszali
stały się śladem ich grobu.
Tak miało być dziś w wiosce u stóp chlebowych gór. Ciemne
niebo i burza nad chlebowymi górami zwiastowały zmiany. Nagła ulewa wygoniła
ludzi i zwierzęta do swoich chat i zagród. Ciemność trwała długo, a kiedy rozstąpiły się chmury i nad
chlebowymi górami pokazało się słońce, ludzie zobaczyli widok który ich
przeraził.
|
kwarc |
|
marmur |
Na placu pod świętym
drzewem u stóp wielkiego głazu, zebrała się grupa obcych przybyszów. Zmoknięci
i brudni, przysiedli wokół dwóch wozów zaprzężonych w woły. Klika dorosłych
osób, trójka dzieci i psy. To byli osadnicy,
skalnicy z rodzinami. Milczeli. Byli pewni, że to tu jest kres ich wędrówki.
Teraz tu będą żyć.
Był wiosce chłopiec,
którego nazywali „kulawy”, a to z tego powodu, że biegając po skałach, złamał
nogę, trochę utykał i już nie mógł
dorównać rówieśnikom w ich sprawności.
Podszedł więc „kulawy” do osadników, ale tak na bezpieczną odległość,
żeby w razie potrzeby uciec jak najdalej. Przyglądał się i dziwił, że wyglądają
tak jak on i ludzie ze wsi, a nie jak powiadali, ci co przechodzili za góry, że
tam mieszkają ludzie z dwoma głowami, olbrzymy, smoki, ogniste ptaki.
Wszyscy milczeli.
Zaczęło się zmierzchać. Ludzie z chat wystawili na noc czaty i przybysze
także. W nocy nikt nie spał. Nad ranem wozy z przybyszami ruszyły w drogę,
ale nie ujechały daleko.
Tak na odśpiewanie trzech kołysanek.
Trochę z boku wioski, ale wciąż przy chlebowych górach, przy rzece. Tam
zatrzymali się i zaczęli nowe życie. Przez kilka dni jedni budowali szałasy,
inni chodzili na chlebowe szczyty.
Słychać było echo żelaznych młotków i odgłosy przestraszonych
ptaków.
|
morion |
|
nefryt |
Wioska zaczęła żyć
własnym życiem, przybysze nie byli groźni. Tylko „kulawy” znikał na całe dni i nie
wiadomo gdzie się podziewał. Raz ktoś widział jak z dziećmi osadników łowił w
rzece ryby. Rozmawiali na migi, i w jakimś dziwnym języku. Codzienne słowa i przedmioty
dostały dwie nazwy, wioskową i obcą . Dzieci dogadały się najszybciej. „Kulawy”
przyprowadzał nad rzekę chętnych z wioski, żeby pokazać obcym jak bawić się na
łagodnych stokach chlebowych wzgórz, jak zjeżdżać na workach z sianem, jak
zrobić tamę na rzece, żeby była głębsza, jak wyplatać kosze i łapać w nie ryby.
Obce dzieci i ich młode matki pokazały jak
ze zbieranych dzikich zbóż i wykopanych bulw, przyrządzić można słodkie placki,
które smakowały inaczej niż codzienna kasza i podpłomyki z prosa.
|
oliwin |
|
opal |
Tak pomału wszyscy
przyzwyczaili się do echa młotków na skałach, do śmiechów dzieci, które zbiegając
ze szczytu, jak toczące się kamienie z opiekuńczej góry, były jak lawina „nowego życia”, której nie dało się
już zatrzymać. Dorośli też zaczęli podchodzić do zagrody dwóch kamiennych
domów przyglądać się ciekawie osadnikom
i pomagać im. Życie zdawało się nie zmieniać. Tylko czasem będąc na chlebowych górach, można było zauważyć coś niepokojącego. Znaki. Wyryte dziwne znaki na kamieniach. Czasem były to krzyże,
czasem kreski, innym razem kółka, lub
symbole jakby słońce, czy sierp księżyca. Pytane o to dzieci nie mówiły nic.
Pewnego jesiennego dnia przed świtem
całą okolicą wstrząsnął huk jakby
kilku piorunów naraz. Ziemia zadrżała.
Wszystko wstrzymało oddech i nastała
cisza.
|
serpentynit |
|
szmaragd |
Kiedy rozjaśniło się na tyle że można
było spojrzeć w stronę gór… oczom ujawnił się straszny widok. Od strony wioski,
w gładkim zboczu, lekko spękanym, nazywanym
jaskółczą ścianą pokazała się olbrzymia czeluść. Ciemna jak grób. Tam
gdzie dawniej była mała szczelinka, skąd sączyła się woda, kwitły podbiały
i mieszkały jaszczurki, teraz otworzyła
się droga do wnętrza góry. Od tego czasu zaczęło się rozkopywanie,
rozdrapywanie łagodnych zboczy. Mieszkańcy wioski oglądali kolorowe kamienie
wydarte ich skałom. Ich blask w słońcu,
gdy leżały w usypanych stertach czekając
na przyjazd kupców, a może właścicieli tej ziemi, był piękny i zarazem
niepokojący. Od tego dnia, wybuchy i
wstrząsy powtarzały się często. Odgłosy żelaznych młotków i nawoływania
skalników słychać było codziennie. Jedne
były wyraźne, takie pracujących na skałach, a inne głuche, spod ziemi. Te dochodziły z jaskiń i sztolni u wylotu
których czuć było zapach płonącego łuczywa. Przez lata rozrosła się osada skalników,
pochłonęła małą wioskę u stóp chlebowej góry. Jej mieszkańcy pomarli, jedne dzieci
stały się skalnikami, lub żonami
skalników, inni wyjechali. Przybyli inni osadnicy. Tylko góry chlebowe
wyglądają już zupełnie inaczej. Ich szczyty i zbocza są pełne szczelin i
rumowisk kamiennych. Z czasem ludzie
nauczyli się wydobywać na wielką skalę kamienie nie tylko szlachetne. Góry
chlebowe, dostały swoją nazwę, a na przełęczach powstały wioski skalników i drwali.
|
topaz |
|
turkus |
Nasz świat jest
kamienny. Mamy drogi i domy kamienne. A minerały które w większości mają postać
kamieni, towarzyszą nam na co dzień. Są w lekach, pożywieniu, zaspokajają naszą
próżności jako wyroby jubilerskie. Dla jednych mają magiczną moc talizmanów i amuletów, a innym sprawiają radość z samego poszukiwania. Czy tak było na naszym Dolnym Śląsku? Może tak a może nie. Faktem jest natomiast, że
na Dolnym Śląsku, a szczególnie w Sudetach mamy wiele kamieni określonych szlachetnymi
i umownie nazwanych półszlachetnymi. Już
prawdopodobnie od starożytności na naszych terenach wydobywano niektóre kamienie.
|
turmalin |
Obecnie
potwierdzonych i eksploatowanych w kamieniołomach, lub sztolniach jest wiele złóż minerałów. Natomiast pojedyncze okazy występują w innej, rozproszonej formie: agaty, beryle, chryzoprazy, fluoryty, granaty, kamienie księżycowe, korund, kwarce
(m.in. ametyst, kryształy górskie, kwarc dymny), jaspisy, marmury, moriony, nefryty, oliwiny, opale,
serpentynity ozdobne, szmaragdy, topazy, turkusy, turmaliny i wiele innych, a także
złoto, srebro i wiele cennych rud.
|
znak waloński |
Największe skupiska występują w Górach Izerskich, Karkonoszach, Górach Wałbrzyskich, Kaczawskich, Bystrzyckich, Bardzkich, Masywie Śnieżnika, Górach Złotych i ich pogórzach.
Kopiąc kamień leżący na ścieżce, przyjrzyjmy się, czy czasem nie jest to kamienny
skarb.
Zdjęcia minerałów :
http://moj-dolnyslask.blogspot.com/2015/05/mineray-dolnego-slaska-cz-i-przedgorze.,
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz