niedziela, 13 stycznia 2019

Jak toczące się kamienie...


Ziemia zadrżała. Na horyzoncie niebo pociemniało a ptaki umilkły. Odczuwało się napięcie.  To dziwne uczucie objęło wszystko na tym terenie. Ludzie i zwierzęta chcieli być  blisko siebie pytając „co będzie, co teraz się stanie”?  Coś szło od strony ziemi, a może od strony nieba.  Coś niewytłumaczonego,  pomrukami zbliżało się  od strony gór, zza  gór...

agat


ametyst
 Te góry były zawsze dla nich ostoją. Ich wypiętrzone szczyty podobne do wielkich chlebów, wychodzących z ziemi, były gładkie i choć strome, nie popękane. Przybysze dziwili się kształtom dziwnych kamieni, ale miejscowi i zwierzęta obeznani byli i przyzwyczajeni do kształtów łagodnych i ciepłych, dających bezpieczeństwo w wędrówce i oparcie zmęczonym od pracy plecom oraczy, wygodę pasterzom i zabawę dzieciom. Dzieci w szczególny sposób wykorzystywały  obłe kształty kamieni. Na workach wypchanych sianem, zjeżdżały po ich łagodnie pochylonych  zboczach, nie robiąc sobie krzywdy.  Tak. Te góry były bezpieczne.  Jak ręce ich matki, czy babki , choć spracowanie i zmęczone, a jednak zawsze znajdujące siłę i czas żeby przytulić swoje dzieci.  Góry nie miały pretensji że ktoś wchodzi wysoko, żeby popatrzeć co jest po drugiej stronie, że kozice swoimi  kopytkami łaskoczą uśpione w popołudniowym słońcu kamienie, że wyskubują spośród nich trawę i niebieskie kwiaty.  Ptaki wiły swoje gniazda na krzywych drzewach, które wyrosły w szczelinach i obejmowały teraz pniem kamień pod którym wykiełkowało nasionko.
A teraz, co teraz będzie?

beryl

chryzopraz

            A wszystko zaczęło się kilka lat temu, kiedy w wioskach  po tej stronie gór pojawili się wędrowcy. Było ich czterech. Dziwni. Z długimi brodami. Starcy, a może nie,  ubrani w proste odzienie z worków na zboże,  przepasani konopnym sznurem, na nogach sandały z wytartej skóry, o drewnianych podeszwach startych od chodzenia po kamienistych drogach. Wsparci na sękatych kosturach. Na ramionach zawieszone tobołki, ale nie na chleb. U pasa małe cynowe garnuszki na wodę. To było wszystko co posiadali.  Ale nie posiadanie było najważniejsze, ale wiadomości, które nieśli. Dla tych którzy bali się zmian, było to groźne, ale u innych mogło spowodować zaciekawienie światem. Dla jednych i drugich powodowało to, że nic już nie będzie jak dawniej…

 
fluoryt

granaty

Wędrowcy nie rozmawiali z mieszkańcami. Zdawało się że nie widzą wystraszonych wieśniaków i bosych dzieciaków, które umknęły ze wzgórza, chowając się za drewniane chaty. 
Zwracali się do siebie w dziwnym języku, i dziwne były ich imiona. Przewodził im Adamanten , co znaczyło  niepokonany, niezniszczalny,   najtwardszy we wszechświecie. Miał błękitno białe długie włosy, wyniosłą postać i bardzo jasną  skórę. Następnie  Smaragdus  – zielony klejnot, wyniosły jak poprzednik, o równie  zimnym obliczu, błyszczących oczach i przenikliwym spojrzeniu. Kolejny to  Rubby – najbardziej rumiany z nich wszystkich.  Twardy, odporny na ogień i pioruny.  I ostatni z nich najmłodszy  Sapphirus. Twardy jak jego bracia, a może ustępujący tylko pierwszemu. Był inny. Twardy i zarazem kruchy. Błękitny, ale kiedy stał pod słońce, to wydawał się  biały, jasnoróżowy, czerwonawy, pomarańczowy, fioletowy,  zielony, szary lub czarny. Byli wysłannikami  dziwnej, dalekiej  krainy.  Gdzie  wszyscy byli kamienni. 

jaspis

jaspis

Adamanten był jednym z królów, a pozostali trzej wysłannicy, pochodzili  z potężnych spokrewnionych z nim rodów. Wydobywali  różne kamienie… ale najcenniejsze i  niezwykłe, były te kolorowe. Żywili się nimi, a wszystkie przedmioty w ich pałacach były z kamieni. Lecz najważniejsze były te nazywane  „szlachetnymi  kamieniami”. Za nimi przemierzali świat. Znakowali góry w ich poszukiwaniu . To one dawały im życie, leczyły ludzi  pracujących dla kamiennego królestwa.  Chroniły od uroków  i złych duchów,  których świat był pełen. Kamienni królowie nauczyli ludzi poszukiwać i wydobywać kamienie, czytać znaki na skałach,   rozkopywać całe góry, drążyć sztolnie i wślizgiwać się w szczeliny ziemi, ryć podziemne korytarze, płynąć podziemnymi rzekami w ciemności i chłodzie, w jednym celu. Dotrzeć,  i wydobyć jak najwięcej różnych kolorowych kamieni.   

kamień księżycowy 

korund

Odgłos żelaznych młotków słychać było ze wszystkich stron.  Skalnicy, bo tak nazywano ludzi wydobywających te skarby, kruszyli skały  wynalazkiem jakim był proch.  A wszystko z zachłanności na kolorowe kamyczki, które dotychczas spokojnie drzemały we wnętrzach gór. Tam były bezpieczne w ciemności i cieple wnętrza Matki Ziemi, nie poranione i nie podrapane oskardami, nie osmalone łuczywowym światłem. Nie zabrane wbrew jej woli.  

kryształ górski

kwarc dymny

Coraz  więcej wędrowców  przemierzało świat , przyglądając się kamieniom, zostawiali dziwne, bolesne znaki na skałach. Znaki jak pismo, jak wiadomość dla przyszłych pokoleń.  Po latach ich tropem i po tych znakach wędrowali nowi osiedleńcy, nastawieni nie  na wypas owiec, uprawę roli, ani na bartnictwo w lasach. Nowi osadnicy, często docierając do kamiennych żył,  przypłacali życiem tę zachłanność. Wtedy ziemia przyjmowała i otulała ich szczątki,  a kamienie które tak pracowicie rozkruszali stały się śladem ich grobu.
Tak miało  być dziś w wiosce u stóp chlebowych gór. Ciemne niebo i burza nad chlebowymi górami zwiastowały zmiany. Nagła ulewa wygoniła ludzi i zwierzęta do swoich chat i zagród. Ciemność trwała  długo, a kiedy rozstąpiły się chmury i nad chlebowymi górami pokazało się słońce, ludzie zobaczyli widok który ich przeraził.

kwarc

marmur
Na placu pod świętym drzewem u stóp wielkiego głazu, zebrała się grupa obcych przybyszów. Zmoknięci i brudni, przysiedli wokół dwóch wozów zaprzężonych w woły. Klika dorosłych osób, trójka dzieci i  psy. To byli osadnicy, skalnicy z rodzinami. Milczeli. Byli pewni, że to tu jest kres ich wędrówki. Teraz tu będą żyć.
Był wiosce chłopiec, którego nazywali „kulawy”, a to z tego powodu, że biegając po skałach, złamał nogę, trochę utykał  i już nie mógł dorównać rówieśnikom w ich sprawności.  Podszedł więc „kulawy” do osadników, ale tak na bezpieczną odległość, żeby w razie potrzeby uciec jak najdalej. Przyglądał się i dziwił, że wyglądają tak jak on i ludzie ze wsi, a nie jak powiadali, ci co przechodzili za góry, że tam mieszkają ludzie z dwoma głowami, olbrzymy, smoki, ogniste ptaki.
Wszyscy milczeli. Zaczęło się zmierzchać. Ludzie z chat wystawili na noc czaty i przybysze także.  W nocy nikt nie spał.  Nad ranem wozy z przybyszami ruszyły w drogę, ale  nie ujechały  daleko.  Tak na odśpiewanie trzech kołysanek.  Trochę z boku wioski, ale wciąż przy chlebowych górach, przy rzece. Tam zatrzymali się i zaczęli nowe życie. Przez kilka dni jedni budowali szałasy, inni chodzili  na chlebowe  szczyty.  Słychać było echo żelaznych młotków i odgłosy przestraszonych ptaków. 

morion

nefryt
Wioska zaczęła żyć własnym życiem, przybysze nie byli groźni.  Tylko „kulawy” znikał na całe dni i nie wiadomo gdzie się podziewał. Raz ktoś widział jak z dziećmi osadników łowił w rzece ryby. Rozmawiali na migi, i w jakimś dziwnym języku. Codzienne słowa i przedmioty dostały dwie nazwy, wioskową i obcą . Dzieci dogadały się najszybciej. „Kulawy” przyprowadzał nad rzekę chętnych z wioski, żeby pokazać obcym jak bawić się na łagodnych stokach chlebowych wzgórz, jak zjeżdżać na workach z sianem, jak zrobić tamę na rzece, żeby była głębsza, jak wyplatać kosze i łapać w nie ryby.  Obce dzieci i ich młode matki pokazały jak ze zbieranych dzikich zbóż i wykopanych bulw, przyrządzić można słodkie placki, które smakowały inaczej niż codzienna kasza i podpłomyki z prosa.   

oliwin

opal
Tak pomału wszyscy przyzwyczaili się do echa młotków na skałach, do śmiechów dzieci, które zbiegając ze szczytu,  jak toczące się kamienie  z opiekuńczej góry, były  jak lawina „nowego życia”, której nie dało się już zatrzymać. Dorośli też zaczęli podchodzić do zagrody dwóch kamiennych domów  przyglądać się ciekawie osadnikom i pomagać im. Życie zdawało się nie zmieniać. Tylko czasem będąc na  chlebowych górach, można było zauważyć coś niepokojącego. Znaki. Wyryte dziwne znaki na kamieniach. Czasem były to krzyże, czasem kreski, innym razem kółka,  lub symbole jakby słońce, czy sierp księżyca. Pytane o to dzieci nie mówiły nic.    
Pewnego jesiennego dnia przed świtem całą okolicą wstrząsnął huk  jakby kilku  piorunów naraz. Ziemia zadrżała. Wszystko wstrzymało oddech  i nastała cisza.

serpentynit

szmaragd
Kiedy rozjaśniło się na tyle że można było spojrzeć w stronę gór… oczom ujawnił się straszny widok. Od strony wioski, w gładkim zboczu, lekko spękanym, nazywanym  jaskółczą ścianą pokazała się olbrzymia czeluść. Ciemna jak grób. Tam gdzie dawniej była mała szczelinka, skąd sączyła się woda, kwitły podbiały i  mieszkały jaszczurki, teraz otworzyła się droga do wnętrza góry. Od tego czasu zaczęło się rozkopywanie, rozdrapywanie łagodnych zboczy. Mieszkańcy wioski oglądali kolorowe kamienie wydarte ich skałom.  Ich blask w słońcu, gdy leżały w usypanych stertach  czekając na przyjazd kupców, a może właścicieli tej ziemi, był piękny i zarazem niepokojący.  Od tego dnia, wybuchy i wstrząsy powtarzały się często. Odgłosy żelaznych młotków i nawoływania skalników słychać  było codziennie. Jedne były wyraźne, takie pracujących na skałach, a inne głuche, spod ziemi. Te  dochodziły z jaskiń i sztolni u wylotu których czuć było zapach płonącego łuczywa.  Przez lata rozrosła się osada skalników, pochłonęła małą wioskę u stóp chlebowej góry. Jej mieszkańcy pomarli, jedne dzieci stały  się skalnikami, lub żonami skalników, inni wyjechali. Przybyli inni osadnicy. Tylko góry chlebowe wyglądają już zupełnie inaczej. Ich szczyty i zbocza są pełne szczelin i rumowisk kamiennych.  Z czasem ludzie nauczyli się wydobywać na wielką skalę kamienie nie tylko szlachetne. Góry chlebowe, dostały swoją nazwę, a na przełęczach powstały wioski  skalników i drwali.

topaz

turkus
Nasz świat jest kamienny. Mamy drogi i domy kamienne. A minerały które w większości mają postać kamieni, towarzyszą nam na co dzień. Są w lekach, pożywieniu, zaspokajają naszą próżności jako wyroby jubilerskie. Dla jednych mają  magiczną moc talizmanów i amuletów, a innym  sprawiają radość z samego poszukiwania.  Czy tak było na naszym Dolnym Śląsku?  Może tak a może nie. Faktem jest natomiast, że na Dolnym Śląsku, a szczególnie w Sudetach mamy wiele kamieni określonych   szlachetnymi  i umownie nazwanych półszlachetnymi. Już prawdopodobnie od starożytności na naszych terenach  wydobywano niektóre kamienie.

turmalin

 Obecnie potwierdzonych i eksploatowanych w kamieniołomach, lub sztolniach  jest wiele złóż minerałów. Natomiast pojedyncze okazy  występują  w innej, rozproszonej  formie:  agaty, beryle, chryzoprazy, fluoryty, granaty, kamienie księżycowe, korund, kwarce (m.in. ametyst, kryształy górskie, kwarc dymny), jaspisy, marmury,  moriony,  nefryty,  oliwiny,  opale, serpentynity ozdobne, szmaragdy, topazy,  turkusy, turmaliny i wiele innych, a także złoto, srebro i wiele cennych rud. 


znak waloński
Największe skupiska występują w Górach Izerskich, Karkonoszach, Górach Wałbrzyskich,  Kaczawskich, Bystrzyckich, Bardzkich, Masywie Śnieżnika, Górach Złotych  i ich pogórzach. 

Kopiąc kamień leżący na ścieżce, przyjrzyjmy się,  czy czasem nie jest to kamienny skarb.

Zdjęcia minerałów :
http://moj-dolnyslask.blogspot.com/2015/05/mineray-dolnego-slaska-cz-i-przedgorze., 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz